Friday, March 28, 2008

Etapowiec - przełomowiec


Znowu oglądam filmy z Hilary Duff...to się stanowczo nie może dobrze skończyć. W takich momentach mam ochotę wrzasnąć na siebie: "Kobieto! Ocknij się! Nie jesteś już słodką nastolatką (gwoli ścisłości nigdy takową nie byłam)!". Obecnie jestem na etapie wyboru doktoratu (sami więc widzicie zapewne rozstrzał czasowy liceum vs. studia doktoranckie) co może wiązać się w przeprowadzką i zaczynaniem wszystkiego od nowa, a czuję się jakbym zaczynała liceum. Wydaje mi się, że to jakaś reakcja obronna organizmu po tych wszystkich stresach które mu zafundowałam ostatnio. Tylko patrzeć jak zaczną mi się paznokcie łamać i włosy rozdwajać. Uppps! Za późno. Nie byłam zbyt dobra dla mojego ciałka i teraz mi się pięknie odpłaca. Zaraz mamcia zrobi sobie kawkę z puszystym mleczkiem na zgodę...

(po chwili)

...mniaaaaam. Frapper(*) do mleka to po prostu genialny wynalazek.

Ale gdzie to ja byłam (w tempie nadświetlnym przebiegam wzrokiem powyższe wypociny)... aaaa tak. Filmy z H.D. O czym są? O zagubionych nastolatkach, o podejmowaniu ważnych decyzji, o byciu sobą pomimo nacisków ze strony społeczeństwa (rodzice, rówieśnicy). Może to co właśnie czuję nie przypomina tyle rozpoczynania liceum, tylko jego kończenie. Ten moment jeszcze przed maturą, kiedy zastanawiasz się co chcesz zrobić ze swoim życiem, bo wiesz że decyzja którą podejmiesz zadecyduje o paru kolejnych, najważniejszych latach twojego życia. Kiedy chcesz, żeby ta decycja była tą "jedyną właściwą", z jednej strony zapewniła ci pewny byt, ale jednocześnie szła w parze z twoimi zainteresowaniami. To jest ten moment kiedy krótkie słowa jak "tak" i "nie" mają największą moc, a ty bijąc się z myślami typu "czy podjąłem dobrą decyzję?" masz nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Bo jeżeli nie, to właściwie co?

Jestem na etapie "mam nadzieję" i zabieram się pisanie magisterki :)

(*) frapper - nazwa (chyba) mojej produkcji na urządzenie przypominające mini-mikser ze sprężysta końcówką która wirując spienia mleko (nie działa z zimnym mlekiem). Po wylaniu na kawę robi się taka bardzo smaczna pianka, którą można przyozdobić cynamomem albo kakao. Nie wiem dlaczego, ale kawa smakuje zupełnie inaczej-lepiej! ;).

Tuesday, March 25, 2008

Kupiłam lokówko-prostownicę

Kto zna mnie choć troszkę od razu się złapie za głowę i zakrzyknie z trwogą w głosie: "Skrzatku co się z Tobą dzieje na tej obczyźnie???" No nic się nie dzieje, co ma się dziać. To już nawet lokówki nie można sobie kupić bez komentarza? Na opakowaniu nic nie pisało, że są wliczone w cenę bo bym nie kupiła! Tak to właśnie jest-wszędobylska inwigilacja! :D

Ale dlaczego kupiłam lokówko-protownicę?

Bo wiosna idzie, a kobieta od czasu do czasu musi coś zmienić w swoim wyglądzie. Oczywiście nie byłabym przedstawicielką wyżej wymienionej grupy społecznej gdybym od razu nie wypróbowała nowego zakupu.

Efekt? Wstyd przyznać, ale zginął niecnie w burzy moich włosów. Niech to! Tyle czasu sterczałam przed lustrem, żeby uzyskać efekt, który mam bez wysiłku po umyciu włosów (nie licząc wysiłku związanego z umyciem włosów rzecz jasna).

Z żalem stwierdziłam, że nie jest to najefektowniejsza metoda jaką znam. Pozostaje mi wypróbowanie funkcji prostowania włosów i mieć nadzieję, że może tu efekty będą bardziej widoczne.

Pozdrawiam poświątecznie!

PS. Czy ktoś wie do kogo mogę wysłać skargę na zająca-wredotę, który przywłaszczył sobie mój prezent? :P

Friday, March 21, 2008

Wielkanoc Emigranta

W tym roku jak w poprzednim, będę spędzać święta "we dwójkę" z dala od domu-domu. I tu możecie się zapytać: "co to jest dom-dom?" Takie to już życie emigranta, że nawet ciężko odróżnić rozmawiając z rodziną dom rodzinny od domu na codzień. Bo i jedno dom, i drugie dom. Anglicy rozdzielają to na "dom-dom" jako dom rodzinny, oraz "dom" - na miejsce, w którym się mieszka na co dzień. I tego się trzymajmy.

Ale do rzeczy :)

Dzisiaj gotowaliśmy kapustkę z grzybami. I ten zapach roznoszący się leniwie po mieszkaniu uzmysłowił mi jak wielką rolę odgrywają zapachy, zwłaszcza te z dzieciństwa. I choć sceneria się zmienia, to uczucie zbliżających się Świąt - pozostaje.

W tym duchu życzę wszystkim Wam ciepłych i radosnych Świąt Wielkiej Nocy. Nie jedzcie za dużo, pijcie do momentu zachowania pozycji pionu, śmiejcie bez umiaru i odpoczywajcie bez wyrzutów sumienia.

Thursday, March 20, 2008

Hayati odchodzi...

Dzisiaj jest bardzo smutny dzień. Moja koleżanka z pracy wraca do rodzinnej Malezji. Życie w tej firmie już nigdy nie będzie takie samo. To ciekawe w jakim stopniu poszczególni pracownicy nadają pewien nastrój, pewien charakter firmie w której pracują. Oczywiście nie mówię tu o gigantach typu Proctor&Gamble. Mówię o takich małych firmach, gdzie znasz wszystkich bez względu na to czy pracują w twoim dziale, czy nie. Wiesz kto kupił nowy samochód, a kto pojechał do Tajlandii. Wiesz kto został babcią, a komu nie poszła analiza ;)

I niby wiem nadal będziemy w kontakcie, w końcu mamy XIX wiek i większość znajomości podtrzymywana jest za pomocą mejli, chat-ów i SMS-ów. Ale to nie to samo co bezpośredni kontakt - tu napewno każdy sie ze mną zgodzi.

Hayati była pierwszą muzułmanką jaką poznałam, osobą która zmieniła moja opinię odnośnie macierzyństwa, małżeństwa i życia, że trzeba sprostać temu co kolejny dzień przyniesie i nie tracić czasu na zastanawianie się "dlaczego ja?", "czemu mi się to przydarza, a nie Pani Z. z naprzeciwka?". Bo bez poświęcenia - nie ma zwycięzstwa.

Do zobaczenia Hayati!

PS. Nie myśl ze cię nie odwiedzę wkrótce w tej Malezji - fundusz podróżniczy uruchomiony :P

Sunday, March 16, 2008

I znowu cię zaniedbuję blogusiu mój kochany

No i wyszło szydło z worka. Jak tylko coś to ja chowam głowę w piasek i nic nie piszę. Bo po co?!

Wstyd mi bardzo, więc piszę choć słów kilka (ktoś z zapałem może dodać: "wróbla Ćwirka") co następuję:

O godzinie 8 rano dnia dzisiejszego (niedziela) zostałam brutalnie obudzona przez moją drugą połówkę światłem z łazienki. Podkreślam: światłem. Nie wszyscy pracują w niedzielę-prawda?! Więc protestuję wobec takiemu traktowaniu uczciwie śpiących po uczciwie przepracowanym tygodniu, za uczciwe wynagrodzenie, w uczciwych godzinach pracy, podróżujących uczciwymi pociągami, popijających uczciwą kawę z baru na dworcu, eeee.... no dobrze dośc już tej uczciwości bo wkrótce będziemy mieli nadprodukcję...

..w każdym razie mój niebywały sen o niedźwiedziu, namiocie wojskowym, moich kuzynkach i przemieszczaniu się po łące w pełnym oprzyrządowaniu narciarskim (sic!), został rozwiany, udał sie do Krainy Snów o Nieznanym Zakończeniu (KSNZ). Co mi pozostało jak nie doczłapanie się po omacku do kuchni, sprawdzeniu że za oknem jest wrednie, mokro, paskudnie i że czeka mnie dzień z zajęciami świetlicowymi, a następnie wstawienie marimby na kuchenkę, i przy jednostajnym dźwięku rozruchu laptopa rozkoszowanie się świeżą kawką z zabujczą (w sensie kalorycznym) pierzynką bitej śmietany. Wobec takiego idyllicznego początku dnia, czyż nie możnaby go lepiej skończyć jak lodami z białą bombą kaloryczną?

Ubieram się więc czym prędzej i śmigam co sił w nogach do sklepu!!!