Saturday, July 24, 2010

Reformy, reformy

Jeżeli jeszcze nie wieceie, to w Anglii mamy nowy rząd z panem Cameronem na czele, i panem Cleggiem w odwodzie. I czegóż to dowiadujemy się w niecały miesiąc po wyborach? Że czeka nas reforma szkolnictwa wyższego. Możecie się dziwic, że się tym w ogóle przejmuję, ale jak się żyje w jednym państwie to nieświadomie człowieka zaczyna się interesowac co rząd zamierza zrobic i jak bardzo zaszkodzi to, w tym przypadku, uniwersytetom. A że zaszkodzi to jest bardziej niż pewne.
Po pierwsze, nastąpi znaczna podwyżka czesnego. Jednym z powodów jest fakt, że dużo studentów biorących pożyczki w celu pokrycia kosztów studiowania wyjeżdża z kraju zaraz po uzyskaniu dyplomu i tyle ich Wyspa i Urząd Podatkowy widzieli. Sama podwyżka zresztą nie byłaby niczym niezwykłym, zwłaszcza że większośc uniwersytetów sama ustala sobie wysokośc czesnego, zwłaszcza na poziomie magisterskim i wyżej. Dla przykładu studia magisterskie z filozofii na Uniwesytetcie w Reading plasują się w rzędzie ok. £3500, podczas gdy ten sam kierunek w London School of Economics to już wydatek rzędu £7200. Nie wspominając o Oxfordzie, Cambridge czy Imperial College w Londynie, gdzie w dużej mierze płaci sie za prestiż uczelni. Co tak naprawdę w tej całej sytuacji mnie przeraża to to, że rząd planuje skrócenie kursów licencjackich z trzech do zaledwie dwóch lat, żeby więcej osób było na nie stac. Czy jestem jedyną osobą, ktora uważa że to paranoję?

Mam tylko nadzieję, że rząd Polski nie uzna tego za dobry pomysł i nie zechce wprowadzic kolejnej reformy edukacji w naszym pięknym kraju. Widzimy jak "dobrze" to wypadło w przypadku gimnazji.

Friday, July 9, 2010

O lekturach

Obudziłam się d zisiaj z przemożną chęcią przeczytania "Nad Niemnem", a w zasadzie paru urywków z tej książki. Uwielbiam to uczucie, kiedy pierwszym impulsem po przebudzeniu jest podreptanie do domowej biblioteczki, gdzie wygodnie siedzą nasze ulubione książki do których zaglądamy od czasu do czasu. W naszej kolekcji znajduje się tez i parę lektur szkolnych, w tym "Nad Niemnem" (w pięknym wydaniu Ossolineum). Jest to zaskakujące o tyle, że fakt figurowania na liście lektur powinien teoretycznie na zawsze usunąc daną książkę z listy książek wartych uwagi każdego absolwenta liceum, a jednak... Jak byłam w klasie maturalnej odkryłam pewną prawdę o lekturach. Większośc z nich to naprawdę rewelacyjne książki, które bardzo wzbogacają erudycję i światopogląd. Niestety fakt, że mamy kartkówki z wiedzy o lekturze, terminy na kiedy trzeba ją przeczytac, no i niekończące się analizy z cycklu "Co autor miał na myśli?" sprawiają, że kanon literatury polskiej i światowej jest sprowadzony do roli zła koniecznego, przed którym bronimi się zaciekle już od najmłodszych lat. W zasadzie dopiero jak ten przymus się kończy, możemy w spokoju rozkoszowac sie chociażby "Nad Niemnem", który do niedawna kojarzył mi się tylko z "bogatymi opisami przyrody nadniemeńskiej" (cytat z jednego z bryków).

A wracając do pytań w stylu "co autor miał na myśli?" to najbardziej lubiłam je jak przerabialiśmy poezję, zwłaszcza modernizm...hihihi nie raz i nie dwa korciło mnie, żeby omawiając poezję Baudelaire'a, Rimbaud'a, bądź rodzimego Koraba Brzozowkiego lub Tetmajera (którego notabene uwielbiam) napisac coś stylowego, na przykład: "Autor w swoim wierszu zatytułowanym "XYZ" nie miał nic szczególnego na myśli, a tym bardziej - do powiedzenia. W trakcie pisania cierpiał na złe samopoczucie po libacjach poprzedniej nocy (pot. kac), nie tylko z przepicia absyntem, ale również przepalenia opium. Dobierał słowa przypadkowo, aby zachowac rytmikę wiersza, w dalszej kolejności rymy, jeżeli akurat był w humorze." Chciałabym zobaczyc minę mojej polonistki :D

Sunday, July 4, 2010

Odpowiednia chwila

Siedzę od rana przed laptopem projektując kolejną, czwartą już stronę internetową. Oczy mi łzawią, kręgosłup piszczy, cała reszta domaga się kawy. Tak proszę Państwa - oto realnia web designu...a może po prostu bycia perfekcjonistką. Uwierzcie mi, to żadna zaleta, wręcz odwrotnie.

A cała moja przygoda z HTML-em zaczęła się ponad 3 lata temu od mojej kuzynki i jej klubu kickboxerskiego. W tym czasie, kiedy klub dopiero zaczynał swoją działalnośc, było silne zpaotrzebowanie na nowych zawodników i promocję klubu w regionie. A cóż lepszego niż strona internetowa. Wobec czego rozsyłali wici, żeby znaleźc kogoś kto byłby w stanie zaprojektowac i poprowadzic stronkę internetową. I akurat tak sie złożyło, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów miałam aż kilkumiesięczną przerwę w błogim studiowaniu, nudziłam się jak mops pracując na pół etatu jako recepjonistka i chciałam wykorzystac wolny czas żeby nauczyc się programowania. Jedno zdanie - idealne wyczucie czasu.

Czasami jak to sobie wspominam myślę, że nasze życie zależy tylko i wyłącznie od takiego właśnie wyczucia chwili. Już wyjaśniam - otóż to samo wydarzenie, może przydarzyc sie nam wielokrotnie w ciągu naszego życia, bądź kilku osobom jednocześnie. Ale co sprawia, że raz okaże się ono punktem zwrotnym w naszej karierze, życiu prywatnym, itd., a raz - kolejnym, nieważnym epizodem dnia codziennego? Odpowiedź - odpowiedni czas i miejsce. Wyczucie odpowiedniej chwili. Podobnie (niestety) jest z poznawaniem nowych ludzi. Czy bylibyśmy z tą samą osobą gdybyśmy poznali ją parę lat wcześniej lub później? Może pozostali by niezauważeni w morzu twarzy, które spotykamy każdego dnia? Może byliby nieciekawi, wręcz odpychający, bo jeszcze nie nabyliby cech które wywarly na nas wrażenie, które nas zainteresowały w pierwszej kolejności? Uśmiecham się jak to piszę, bo przyszło mi do głowy, że może to jest po części powód organizowania wszelakich zjazdów absolwentów, odgrzebywania znajomych z dzieciństwa, zakładanie konta na Naszej Klasie. Jesteśmy ciakawi jak upływ czasu zmienił ludzi. Nagle koledzy z liceum to już nie dzieciaki z pryszczami, ale interesujące osoby, specjaliści różnych dziedzin, bogaci w nowe doświadczenia. Hhmm...albo i nie ;)

Drugi wniosek jest nieco bardziej niepokojący. Wszyscy wiemy jak trudno jest znaleźc udany związek. Magazyny, seriale telewizyjne, gazety aż kipią od nieudanych związków, rozstań, złamanych serc. Znalezienie idealnego partnera stało się krucjatą, poszukiwaniem świętego Grala. Jeżeli teraz do idealnego partnera/-ki dodamy jeszcze czynnik odpowiedniej chwili, powodzenie całego przedsięwzięcia staje się wręcz niemożliwe. Szanse maleją wykładniczo...ale może, jeżeli szansa powodzenia z jedną osobą maleje, to jednocześnie wzrasta z inną, której w początkowym równianiu nie wzięliśmy pod uwagę?

Wybaczcie te niedzielne rozważania natury pesymistycznej.

Idę na spacer.

PS. Słowem wyjaśnienia: pisząc "idealny partner" nie miałam na myśli rycerza na białym koniu, bądź sobowtóra Paris Hilton, ale po prostu osoby przy której jest nam...dobrze. Bo w ogólnym rozrachunku to chyba to się liczy najbardziej.

Saturday, July 3, 2010

Bike National Week

W zeszłym tygodniu w całej Anglii odbywał się Narodowy Dzień Rowerowy, który odbywa się co roku aby promowac rowerki i dodatnie wpływy jazdy na rowerze na samopoczucie, zdrowie i środowisko. Podobno w tym roku w przeciągu całego tygodniu odbyło się ponad 1900 imprez na terenie samej Anglii. A w moim kochanym RISC-u (Reading International Solidarity Centre) dla uczczenia powyższego dekorowaliśmy nasze śmigacze czym tylko udało się znaleźc na strychu: wstążki, bibułki, płyty CD, patyki bambusowe, wiatraczki ze starych puszek, bawiliśmy się jak małe dzieci farbkami, pastelami, robiliśmy wycinanki...no uciechy było co nie miara i nawet nasza sesja została udokumentowana fotograficznie i umieszczona na stronei RISC-u:
"National bike week: bike decorating and fancy parade" (muszę przyznac ze nikt mi nigdy tak ładnie tyłu głowy nie sfotografował) :P

A co nastąpiło potem, ahh cóż za szaleństwo - mała grupka udekorowanych rowerzystów śmiga w sobotnich godzinach szczytu przez centrum Reading, a następnie wzdłuż kanału na mały piknik z ciastem bananowym na brzegu Tamizy.

Po powrocie zrobiłam pamiątkowe zdjęcie mojego rowerku w naszym ogródku z kwitnącym jaśminem w tle :)

Niech żyje lato i rowerki!

Friday, July 2, 2010

Słowem wstępu

Witajcie z powrotem :)

Kilka słów wstępu.

Poniższy blog, Miss Brownie Presents jest swoistą kontynuacją mojej już ponad 3-letniej przygody z bloggowaniem, w nieco innej odsłonie. Zauważyłam, że Being Here and There z blogu stricte na temat mojego życia w przepięknym Wiedniu i naszego po nim wojażach, stał się forum dla rozważań na tematy wszelakie. A ponieważ chciałabym utrzymać go w tonie podróżniczo-kulturopoznawczym, postanowiłam założyć coś nowego, co (mam nadzieję) będzie pewnego rodzaju forum dla rozważań wszelakich, bądź nijakich, na temat, obok tematu, bądź zupełnie nietematycznych.

Życzę przyjemnej lektury,

Imć Skrzatuska

PS. Zapomnialam dodac - blog bedzie dwujezyczny :)